Święta, święta i po świętach. Już drugi rok z rzędu nie
odczuwam radości z tych świąt. Wiąże się to pewnie z przykrymi doświadczeniami
jakie mieliśmy w analogicznym okresie rok temu. Rok temu nadal nie było wiadomo
co z Fabiankiem. Czy wygra tą walkę o śmierć i życie. Jednak dał radę i wygrał.
Powinnam się z tego cieszyć. I się cieszę.
Jednak w tym roku tydzień przed świętami walkę przegrał mały Matuszek.
Najgorsze w tym wszystkim jest to że nic nie zapowiadało, że to będzie jego
ostatnia walka. Przez to wszystko tegoroczne święta też mnie nie cieszyły. A ta
pogoda za oknem wcale nic nie ułatwia. Ile można siedzieć w zamkniętym w
czterech ścianach. Dobrze, że chociaż na rehabilitacje jeździmy bo byłoby
ciężko to wytrzymać. A nasz mały pokazuje już swój charakterek. Wszystko musi być jak on chce. Nawet na
rehabilitacji pokazuje swoje różki. Nikt przecież nie będzie mu narzucał
pozycji on sam wie co mu najlepiej pasuje. Nawet w nocy żeby go położyć na boku
trzeba go dobrze obłożyć poduszkami inaczej będzie tak długo kombinował aż
przekręci się na wznak. Nas to bardzo cieszy. Przecież rok temu nikt nie dawał
mu szansy. A jak już to, że będzie dzieckiem leżącym, bez kontaktu. A tu proszę
i kontakt z nim jest i własne zdanie potrafi wyrazić. Mam cichą nadzieje, że
Fabianek nie raz zadziwi i nas i lekarzy.